niedziela, 2 sierpnia 2015

Changes

Aktualna waga: 56.8 💀
Dziś poględzę co nieco o sobie.
Na dobry początek, link do mojego instagrama. Tylko ciii... Nikt ze znajomych nie wie o blogu 😷

➡📷 https://instagram.com/jvnkowska/

W poprzednim poście napomknęłam o tym, że w Anglii nie czułam się dobrze. Teraz wiem w stu procentach, że w tym miejscu, w którym byłam, siedziało coś, co źle na mnie oddziaływało. Cała ta akcja z niesamowicie niskokaloryczną dietą, wyskok ze zwymiotowaniem, fanatyczne odwiedzanie blogów o anoreksji...👻
Gdybym mogła opisać się jednym słowem, w konkursie na najodpowiedniejszą, krótką definicję mojej osoby na prowadzenie z pewnością wysunęłoby się określenie eklektyzm. Od moich poglądów, zainteresowań, przez cechy charakteru aż po humory i zachowania. Wszystkie te rzeczy wyglądają w mojej głowie jak różnokolorowe niteczki a moja dusza, umysł jest warkoczem zbudowanym z ogromnej ilości właśnie takich niteczek. Dlatego nie mogę powiedzieć, że jestem zmienna czy, że mam wiele twarzy. Jestem po prostu nieprzeciętnym mieszańcem. 💫
Jednakże jedną z moich cech jest zaglądanie z ciekawością tam, gdzie nikt zaglądać nie chce. We wszystkie najczarniejsze kąty, nieodkrytne zaułki, i dotyczy to zarówno tak prozaicznych zaułków jak te typowe, miejskie ślepe zaułki, jak i nieodkryte fundamenty skrzywionych psychik. Sama nieraz się zastanawiałam, czy cecha ta jest pozytywna, czy negatywna. Dotychczas wkopywała mnie niejednokrotnie w różne kłopoty, ale z racji, że kiedyś chciałabym zostać dziennikarką, może się okazać przydatna. 📰
Blogi pro ana to jednen z czarnych zaułków psychik zaniedbanych dziewczyn. Tak, zaniedbanych. Bo nie byłoby tej psychicznej pogodni za chudnym ideałem, gdyby mamy czy ojcowie tych dziewczyn odpowiednio je dowartościowywały, wysłuchiwały, pomagały. Może i nie mam kontaktu z moim ojcem, ale mama od zawsze robiła mi za obojga rodziców. Wspiera mnie i teraz - nie mówi, że to głupi pomysł, nie ocenia. Wie, że zależy mi na zawodzie modelki. Pewnie gdyby nie ten cel, a zwykły chory ideał, poważnie by ze mną porozmawiała i uświadomiła, że jestem piękna tak, jak wyglądam. Dzięki niej kocham siebie, choćby niewiadomo co - mogłabym mieć i ze sto kilogramów, a nadal uwielbiałabym swoje ciało. Wyznaczyłam sobie jednak cel - i ze wsparciem mojej mamy do niego dążę.

Dzisiaj troszeczkę zawaliłam. 🍪Choć myślę, że nie przekroczyłam dziennego limitu kalorycznego, to i tak wykroczyłam poza swoją dozwoloną skalę - moje dzienne zapotrzebowanie to 2000 kalorii, staram się jednak jeść od 220 do 280 kalorii na każdy posiłek, co daje od 1100 do 1400 kalorii dziennie. Dziś jednak spotkałam się ze swoim chłopakiem, piekliśmy ciacha muesli... 🍪🍴 Zjadłam trochę więcej niż powinnam. Pod wieczór rzuciłam się w wir jakichkolwiek ćwiczeń, ale nie kręci mnie to. Trochę poskakałam, pobiegałam w miejscu, potańczyłam i to wszystko, na co mnie stać. Mam nadzieję, że dzisiejszy dzień nie odbije się na wadze... Mam góra 3 tygodnie do spotkanka z agencją. 3 tygodnie, a cel dalej nieosiągnięty. Szło dobrze, nie chcę tego stopować ani tym bardziej - żeby waga znów rosła. Jutro postaram się, by każdy posiłek wyniósł 250 kalorii i składał się głównie z warzyw, owoców, odrobiny mięsa.

🍲Na śniadanie jem zwykle owsiankę złożoną z płatków Zdrowy błonnik (30 gram to 88 kalorii, a jak na 30 gram to jest tych plakatów całkiem sporo), dolewam 100 gram kefiru, co daje + 44 kalorie (choć slyszałam coś o niezwykle niskokalorycznym jak na nabiał kefirze Jedynka z Carrefourze, niedługo wybiorę się na poszukiwania) i do tego dodaję mieszankę owoców, uważając, by dotrzeć do 250 kalorii. Ciekawym rozwiązaniem są truskawki, borówki, kiwi, ale nie ma co do tego ograniczeń. 🍓🍒🍏🍇 Warto jest zainwestować w wagę spożywczą, żeby móc sobie te wszystkie produkty dokładnie zważyć, a co do kaloryczności - odwiedzam stronę ilewazy. Tam jest zawsze fajnie i zgrabnie opisana kaloryczność danego produktu, pod którym często można napotkać przydatne porady użytkowników.

Keep fingers crossed for me!

Btw. Jestem totalnie zakochana w pokazach Karla Lagerfelda! To jest prawdziwy wyraz klasy i tradycji mody, a modelki... No cóż. Jeszcze masa pracy przede mną.  🔜❗

czwartek, 30 lipca 2015

Stuff's happend

Trochę mnie tu nie było. Wracam po ogromnym przypale, przez który musiałam wrócić do Polski, ale nie będę się rozdrabniać. Wracam też z zupełnie innym nastawieniem i... 91.5 w biodrach.
Tak, cel prawie osiągnięty!

Chciałam usunąć tego bloga, jako iż zaczęłam go prowadzić, mając w sobie masę negatywnej energii. Myślę, że pobyt w Anglii, zwłaszcza okres samotności, nie był dla mnie zbyt łaskawy. Dodatkowo  cały czas byłam na diecie, miałam trudności z wybieraniem jedzenia, organizowania sobie czasu, ogarniania mieszkania... Przez to zaniedbałam sprawy ducha, umysłu. A to przecież tam wszystko się zaczyna i kończy, cała dieta, ćwiczenia, motywacja, chęć.
Przestałam śledzić blogi typowo pro ana. Odwiedziłam za to blogi typowo fit&healthy, gdzie odnalazłam masę motywacji, wcale nie okupioną negatywnymi słowami typu "jedzenie mnie niszczy" itp. Fakt faktem - zdrowe jedzenia bardzo często jest wysokokaloryczne - wystarczy spojrzeć na orzechy, owsianki, niektóre owoce, szczególnie suszone...
Słodyczy, fast foodów i chleba nie tykam w ogóle. Jakoś przestało mnie do tego ciągnąć, a nawet jak pojawi się możliwość zjedzenia tego, to w głowie mam jedynie konsekwencje zjedzenia i niezadowolenie z własnej słabej woli. Równocześnie mam poczucie że wiem - jeśli odpuszczę sobie teraz niezdrowe żarcie, to potem będę z siebie zadowolona. I tak się dzieje.
Co do ćwiczeń, to staram się ruszać w miarę często, ale nie kręci mnie za specjalnie wysiłek, dlatego ćwiczenia np. Mel B czy Psychetruth w miarę mi odpowiadają. Czasem pobiegam troszkę, czasem się wybiorę na spacer, chwilę potańczę czy zrobię sobie krótką rozgrzewkę.
Co do jedzenia, to nie stosuje sie do czyichś jadłospisów, tylko mnie to bardziej stresuje (że np. nie będę miała takiego produktu albo nie będzie mi się chciało poświęcać sporo czasu na obiad)
Mam aplikację My Cookbook, gdzie zapisuję swoje przepisy. Często są to potrawy zdrowe, ale przerobione na jak najmniejszą kaloryczność. Znajdzie się tam np. przepis na marchewkę z kleikiem z siemienia lnianego. 3 marchewki (39 kcal) starte na masę lub zblenderowane z odrobiną wody, w międzyczasie do małego garnka wsypuję łyżkę siemienia lnianego (50 kcal), zalewam pół szlanki wody i mieszkam przez kilka minut, aż się zrobi taka kleista maź. Potem wszystko mieszkam i jem. Nie oczekujcie, że będzie to jakoś niesamowicie dobre - jedzenie to paliwo, nie zawsze przyjemność. Ten posiłek ma ledwo 90 kalorii, a jest mega sycący i zdrowy.

Gdy mam napad wilczego głodu, gdzie nie mogę się opamiętać, zwykle łapie się za gotowany kalafior. Cała gotowana główka może mieć od 140 - 190, zależy od wielkości. Warto też ją dobrze przyprawić - większość przypraw w ogóle nie ma kalorii. Omijam jednak sól, zatrzymuje ona wodę w organiźmie.

Nie omijajmy mięsa. Warto czasem na jeden posiłek wstrząchnąć gotowany filet z piersi kurczaka, może mieć do 200 kalorii, ale jest bardzo pożywny.

Gdy jednak nie mam wilczego głodu, staram się to wykorzystywać jak najlepiej potrafię - potrawy są małe, wyglądają ciekawie i dostarczają odpowiednią ilość witamin.

No i picie wody - przez ten nawyk potrafię naraz napić się nawet 1 litr wody na bezdechu.

Do spotkania z agencją zostało mi jeszcze około 3.5 tygodnia. Mam nadzieję, że to wystarczy by uporać się z tym 1.5 cm w biodrach. Keep figers crossed for me!

ps. niesamowicie pozytywnie zaskoczyła mnie obecność 3 komentarzy przy ostatnim poście i +1 nowy obserwator. To chyba przeważyło na tym, że nie usunę tego bloga.

W DZISIEJSZYM POŚCIE ZAMIAST THINPO - ZDJĘCIA POMYSŁÓW NA POTRAWY I PRZEPISY

poniedziałek, 20 lipca 2015

                                           Help me


Zawaliłam. Prawie cały dzień nic nierobienia. Pod koniec dnia trochę się zrehabilitowałam. Trochę hula hop, kilka ćwiczeń z Mel B, taniec po domu, sprzątanie.

Zaczynając od początku - moje siostry z którymi mieszkam wyjechały i wrócą dopiero w następny piątek. Do tego czasu zamierzam trochę szybciej i więcej schudnąć, a dodatkowo uporządkować sobie co nieco: plan dnia, jadłospisy, godziny pracy. Czuję, że mam jeden wielki chaos w głowie, a teraz dodatkowo nie mam od nikogo wsparcia.
Dodatkowo wrąbałam 7 kostek gorzkiej czekolady... Masakra. Połowę kolacji, jakimś cudem, wyrzygałam. Nie było to jednak na tyle miłe uczucie, żebym do niego wracała. Od jutra bardziej uporządkowana dieta, i tyle.

Blog i tak świeci pustkami, więc osobisty plan dnia i tak przemknie niezauważony, a ja będę mogła sobie swobodnie do niego wracać.


                                             Plan dnia

                                                            Wtorek


Praca: 10:00 - 17:30


9:00 - śniadanie


Owsianka na wodzie
- 2 x łyżka otrębów owsianych ze śliwką - 40 kcal
- 2 x łyżka otrębów żytnich - 32 kcal
- 2 x sucharek jako spulchniacz - 38 kcal
- 1/4 jabłka - 15 kcal
- garstka suszonej aronii - 30 kcal
- cynamon
+ herbatka odchudzająca, Travisto, Slim 40+

bilans: 155 kcal

12:00 - drugie śniadanie


Kanapka "sucharkowa" z gotowanym kurczakiem
- 4 x sucharek (2 sucharki - jedna kanapka) - 72 kcal
- 2 x plaster gotowanego kurczaka - 50 kcal

+ kawa bez mleka i cukru

bilans: 122 kcal

15:00 - obiad (jem w pracy, więc nie jest za duży)


- Duże jabłko - 60kcal
- Sok warzywny Fortuna - 75kcal

bilans: 135 kcal 

18:00 - kolacja


Gotowany sok pomidorowy z dodatkiem niskokalorycznych warzyw:
- Sok pomidorowy Fortuna - 48kcal
- 3 x różyczka kalafiora - 15kcal
- 1/2 zielonej papryki - 13kcal
- 3 x burak mały ze słoika (Rolnik) - 30kcal

+ herbatka odchudzająca, Travisto, Slim 40+

bilans: 106 kcal



bilans całodniowy: 518 kcal



Wyjątkowo bardzo mało, jak na moją dietę, ale to tylko po to, by odkupić winy dzisiejszego dnia.

Po powrocie z pracy i kolacji: pół godziny spaceru, hula hop, pośladki i ramiona z Mel B, 10 x wejście i zejście po schodach, taniec - 20 minut

Dziś bez Thinspiracji, nie mam już siły.







niedziela, 19 lipca 2015

False friends

Waga: 58.0
Zanim zaczniemy stosować jakiekolwiek diety, warto rozpisać sobie kilka głównych zasad, których będziemy przestrzegać.
1. Jeść co 3 godziny, nie więcej niż 5 razy dziennie. Nastolatka powinna dziennie zjadać do 2500 kalorii, co daje nam 500 kalorii na jeden posiłek. Ja jem jednak góra 250/300 na jeden posiłek chudnę stopniowo i skutecznie.
2. Posiłków nie omijamy! Skipowanie nic nie da, a gdy będzie się zdarzało zbyt często, to rozwalimy sobie metabolizm. Nie warto. Motylki to nie puste, głupie idiotki, ale dziewczyny inteligentne, zdeterminowane, sprytne, poukładane i z umiejętnością do planowania i perfekcjonizmu. Zachowujcie się z godnością i jedźcie te chrzanione paliwo.
3. Nie ma podjadania. Nie, nie ważne czy to chipsy, czy warzywo. Nie ma, po prostu nie ma. Czemu?
Nasz żołądek potrzebuje 3 godzin, by stawić posiłek o kaloryczności do 500 kalorii (nie bierzemy pod uwagę dodatkowego spalania poprzez ćwiczenia). Jeśli zjedliśmy o np. 9:00, następny posiłek musimy zjeść o 12:00, a w międzyczasie zjemy jakiś produkt, żołądek momentalnie zabiera się za trawienie nowego produktu, a reszta, jeszcze nie do końca strawiona, odkłada się jako zapasy.
4. Nie ma słodyczy. Nie ma chipsów. Nie ma mącznych produktów. Nie ma slodzonych napoi. Wiem, wiem. Po czymś takim mamy w głowie jeden wielki histeryczny krzyk "To co ja mam do cholery jeść?!". Po to tu jestem. Mimo, że nikt tego bloga nie czyta i chyba się na to nie zapowiada, to chociażby dla samej siebie będę tu zamieszczać od czasu do czasu przepisy tak smaczne, sycące (i niskokaloryczne!), że każda dziewczyna, nawet moje kochane, porcelanowe motylki, pozapominają kompletnie o wysokokalorycznych pysznościsch.
5. Woda! Wiem, wszędzie o tym głośno. Jednak po jakimś czasie wchodzi w nawyk i jesteśmy w stanie wypić jednym duszkiem całą butelkę. To najlepszy nawyk, jaki możemy nabyć.
6. Jedzenie to paliwo - nie przyjemność. Jest konieczne. Nie musimy od razu nienawidzić, wystarczy, że potraktujemy to jako neutralną konieczność, jak oddychanie czy mruganie. Wtedy gdy spojrzymy na słodycze, pojawi się u nas w głowie myśl "hej, ale co z tego, że to jest smaczne? Przecież będę po tym głodna tak czy siak. Liche to paliwo!" i z większą chęcią sięgniemy po paliwo w postaci warzyw, dzięki którym będziemy najedzone aż do następnego posiłku. Jest przecież jeszcze tyle przyjemności na tym świecie które nie tuczą, a z uczuciem głodu ciężko się na nich skupić, prawda? ;)
To moje główne zasady. Z pewnością jeszcze nieraz do nich się odniosę lub napomknę o innych, ale te są moimi głównymi, dzięki którym całe odchudzanie ma ręce i nogi. Szczególnie rozplanowanie godzinami moich posiłków - wtedy czuje, ze to ja mam kontrolę nad jedzeniem, a nie ono nade mną.

Jednym z najardziej cenionych przeze mnie produktów są szparagi. Ich kaloryczność w 100 gramach wynosi nieco poniżej 20 kcal, dodatkowo często są podawane na zimno, co powoduje, ze organizm zanim zdąży je podgrzać i przygotować do trawienia, zdąży wyprodukować już tyle energii, by zmniejszyć ich kaloryczność niemal do zera.
Pieszczotliwie nazywam je swoimi przyjaciółmi -  w końcu jeśli podczas jednego z moich posiłków dam się trochę ponieść fantazji, to gdy przyjdzie czas na kolejny posiłek, mogę złapać za kilka szparagów i bilans całego dnia nie będzie zaburzony.

Ostatnio muszę przyznać, zakochałam się w warzywach. Dziś na śniadanie (12:00, Bardzo późno wstałam haha!) ugotowałam sobie:
- buraka (48kcal),
- marchewkę (12kcal),
- połowę papryki (30kcal),
- ogórka (7kcal),
- połówkę pomidora (30kcal)
gotowałam w garnku, dodając do tego przyprawy (pamiętajcie o ostrych przyprawach, świetnie przyspieszają trawienie!). Podałam to z:
- 2 x waflami czosnkowymi Chrunchella (21 kcal w jednym waflu).
O przyprawach będzie w zdjęciach na samym dole postu, zaraz po kilku thispiracjach - zapożyczone ze stronki o zdrowym odżywianiu. Do śniadania dorzuciłam jeszcze sałatkę owocową z:
- plastra arbuza (10kcal),
- połowy pomarańczy (40kcal).
Piłam do tego herbatkę na trawienie Active Burn o smaku ananasowo - brzoskwiniowym (oczywiście nie słodziłam!), która pomogła mi w przełknięciu tabletki Travisto i Slim 40+.  To całe moje śniadanie, bilans - 187 kalorii. Jak na śniadanie wynik BARDZO DOBRY, a śniadanie sycące.
Na kolejny posiłek (15:00) zjadłam te same warzywa co na śniadanko, ale bez wafelkow i sałatki owocowej. Bilans -137 kalorii.
Kolacja (18:00) - jabłko (80 kalorii, to było spooore jabłko) i dwie garście wiśni. Na oko, 150 kalorii. Jedna wiśnia ma 1.5 kalorii :)
Z racji tego, że do 21:00 pracowałam (dorywczo w sklepie siostry) to po pracy skusiłam się na:
- chipsy z marchewki o smaku papryki, jedynie 60 kalorii,
- na jedną surową marchew - 12 kalorii. Razem 72 kalorie na późną kolację.
Ani razu pomiędzy posiłkami nie byłam głodna, a kalorii jest tak niewiele, że można by nie polemizować, czy nie za mało. Jestem z siebie zadowolona.

Szkoda, że na blogu zero aktywności, a zasięg jak tak patrzę, jest jedynie w innych krajach... No ale cóż,  bloga i tak miałam zamiar traktować jako jedną z motywacji do dalszych diet i dziennik, w którym mogę gromadzić thinspiracje, przepisy oraz dobre rady. Do następnego wpisu!

czwartek, 16 lipca 2015

100% hard work 0% progres

         Najbardziej irytująca rzecz? Zdecydowanie brak efektów ciężkiej pracy i wyrzeczeń. Dosłownie - w dążeniu do upragnionego celu nie ma bardziej dołującej rzeczy niż zerowy progres.
Możesz się poddać, możesz wcale nie zacząć, możesz zmienić cel. Na to wszystko są jakieś sensowne wytłumaczenia, którymi z pewnością uśmieżymy swoje wyrzuty sumienia i smutek,  że nie wyszło.
Ale brak efektów POMIMO, że pracujemy niesamowicie ciężko, jest najbardziej irytujący z jednego powodu - kompletnie nie wiemy, czemu tak się dzieje. A skoro nie wiemy, to tymbardziej - jak mamy temu zaradzić?
Jestem akurat w fazie, którą spokojnie mogłabym nazwać "100% hard work, 0% progres". Waga stoi, centymetry stoją, wszystko stoi prócz mnie samej. Ćwiczenia, poszukiwania odpowiednich produktów i ciągły ruch z racji, że chcę tracić chociażby tą najmniejszą ilość kalorii sprawiają, że ciągle jestem w biegu.
Już mnie to męczy. Siostry powtarzają, żebym zmniejszyła prosiłki, kiedy totalnie nie mają pojęcia, że gdybym je jeszcze bardziej zmniejszyła to metabolizm by spowolnił do najmniejszej możliwej prędkości działania. Ba! Mój szykuje się chyba do długiego snu zimowego i chodzi wolno jak jasna cholera.
Od czasu do czasu zjem coś, czym można się troszeczkę najeść, ale zwykle potem przez resztę dnia jem tyle, co kot napłakał. Na codzień jem produkty niskokaloryczne, owoce, warzywa, czasem owsiankę na wodzie. Cenię soboe szparagi, kapustę kiszoną, sucharki, ale o tym w innym poście.
Dziś planuję cały dzień, a przynajmniej resztę tego dnia, spędzić na ćwiczeniach.
Coraz bardziej zaczynam nienawidzić swojego ciała. Kiedy patrzę w lustro, szybko odwracam wzrok. Ogromne uda są chyba moim największym przekleństwem, ale reszta nóg też pozostawia wiele do życzenia.
Jedyne jednak, co mogę usłyszeć od swoich najbliższych to "Wymyślasz", "Użalasz się nad sobą", "Tylko próbujesz wyłudzać komplementy" a w najgorszym wypadku nie słyszę od nich w odpowiedzi nic. Niezręczna cisza, podczas której wręcz słyszę, jak w duchu przyznają mi rację.

...tak, tak, masz rację. Dieta, ćwiczenia, to wszystko na nic. Jesteś słaba, a twój organizm ma nad tobą pełną kontrolę. Twoje ciało robi sobie z ciebie żarty, czeka, aż nie wytrzymasz, aż dotrze do ciebie, że już i tak nie da się nic zrobić. Jesteś do niczego."

środa, 15 lipca 2015

The beginning of the end

                                 Per aspera ad astra



Zacznę od przywitania się, ograniczonego przedstawienia się oraz tego, o czym będę pisać.
Jestem dziewczyną w nastoletnim wieku, odpowiednim, by zacząć podążać w kierunku upragnionego marzenia, które narodziło się w mojej głowie, kiedy jeszcze byłam małą dziewczynką i ukradkiem czytywałam pisma modowe starszych sióstr - Zostać modelką. Przeszłam przez dzieciństwo z kilkoma większymi rodzinnymi problemami, których skutki po dziś dzień czasem odczuwam, jednak nie o tym będę się rozpisywać. Poradziłam sobie z większymi pozostałościami po tychże problemach, jakimi była niska samoocena, wahania nastrojów, napady lękowe, początki nerwicy natręctw. Zawsze była i jest przy mnie moja mama.




Jak już pisałam, od małego marzyło mi się zostanie modelką. Chciałam być wysoka, idealne zdawało mi się mieć 175 centymetrów.

Mam 180 centymetrów wzrostu. Nie ukrywam, że przez bardzo długi okres czasu było to głównym powodem mojej niskiej samooceny (nie jej fundamentem). Co rusz słyszałam odzywki typu "Uu, całe życie na płaskich, ale współczuję!" albo nigdy niekończące się, świetne rady typu "będziesz musiała sobie znaleść niskiego chłopaka, ale dziwnie będziecie wyglądali...". 







Pół roku temu mama pokazała mi zaproszenie na casting do wojewódzkiego konkursu regionalnego. Pięć wygranych dziewczyn jechało na eliminacje Miss Polski. W konkursie regionalnym zajęłam czołowe miejsce, na eliminacjach ogólnopolskich z mojego województwa przeszły już tylko dwie dziewczyny - a w nich ja.
Dostanie się do finałowej 23 najpiękniejszych nastolatek Polski może podnieść samoocenę i stanowczo pozbywa się ostatnich resztek kompleksów.
W tym konkursie zaszłam daleko. Brak szarfy wcale mnie nie zasmucił - moje oczekiwania co do samego konkursu i tego, dokąd zajdę, i tak stanowczo przerosły początkowe założenia.

Kilka tygodni po gali finałowej dostałam zaproszenie na spotkanie od agencji modelingowej. Pojechałam na spotkanie, gdzie otrzymałam kilka dobrych słów na temat mojej znajomości języka angielskiego, oraz informację, która mnie mocno zasmuciła - podczas sprawdzania wymiarów, centymetr na biodrach pokazał o 4 centymetry więcej, niż ustawa przewiduje. Przynajmniej takie słowa wyszły z ust osoby pracującej w agencji, z którą rozmawiałam.
Moje obecne wymiary - 83 w klatce piersiowej, 62 w talii oraz 93/94 w biodrach. Waga - 59/60 kg.



                               CEL - poniżej 90 centymetró w biodrach, 55 kilogramów







Blog został założony, żebym mogła gdzieś i komuś opisywać swoją walkę ze zbędnymi centymetrami i kilogramami. Wcale nie twierdzę, że będzie fit - większość przepisów czy produktów "fit" to produkty, które tak czy siak kalorii mają w cholerę, tylko witamin odrobinę więcej, niż śmieciowe żarcie. Nie twierdzę też, że będzie pro-ana. Nie chcę umierać, nie zamierzam 'nie jeść', nie zamierzam wymiotować. Chociaż wiele aspektów tego stylu życia bardzo mi się podoba i na pewno wplotę kilka w nich w moją walkę.
Będę starała się podłapać wszystkiego po trochu, wyszukiwać niskokaloryczne produkty, spalające tkankę tłuszczową a nie powodujące wzrostu mięśni ćwiczenia, thinspiracje, a przy okazji będę wrzucała moje plany dnia, jadłospisy i bilanse.









                                                   Keep your fingers crossed for me.