Waga: 58.0
Zanim zaczniemy stosować jakiekolwiek diety, warto rozpisać sobie kilka głównych zasad, których będziemy przestrzegać.
1. Jeść co 3 godziny, nie więcej niż 5 razy dziennie. Nastolatka powinna dziennie zjadać do 2500 kalorii, co daje nam 500 kalorii na jeden posiłek. Ja jem jednak góra 250/300 na jeden posiłek chudnę stopniowo i skutecznie.
2. Posiłków nie omijamy! Skipowanie nic nie da, a gdy będzie się zdarzało zbyt często, to rozwalimy sobie metabolizm. Nie warto. Motylki to nie puste, głupie idiotki, ale dziewczyny inteligentne, zdeterminowane, sprytne, poukładane i z umiejętnością do planowania i perfekcjonizmu. Zachowujcie się z godnością i jedźcie te chrzanione paliwo.
3. Nie ma podjadania. Nie, nie ważne czy to chipsy, czy warzywo. Nie ma, po prostu nie ma. Czemu?
Nasz żołądek potrzebuje 3 godzin, by stawić posiłek o kaloryczności do 500 kalorii (nie bierzemy pod uwagę dodatkowego spalania poprzez ćwiczenia). Jeśli zjedliśmy o np. 9:00, następny posiłek musimy zjeść o 12:00, a w międzyczasie zjemy jakiś produkt, żołądek momentalnie zabiera się za trawienie nowego produktu, a reszta, jeszcze nie do końca strawiona, odkłada się jako zapasy.
4. Nie ma słodyczy. Nie ma chipsów. Nie ma mącznych produktów. Nie ma slodzonych napoi. Wiem, wiem. Po czymś takim mamy w głowie jeden wielki histeryczny krzyk "To co ja mam do cholery jeść?!". Po to tu jestem. Mimo, że nikt tego bloga nie czyta i chyba się na to nie zapowiada, to chociażby dla samej siebie będę tu zamieszczać od czasu do czasu przepisy tak smaczne, sycące (i niskokaloryczne!), że każda dziewczyna, nawet moje kochane, porcelanowe motylki, pozapominają kompletnie o wysokokalorycznych pysznościsch.
5. Woda! Wiem, wszędzie o tym głośno. Jednak po jakimś czasie wchodzi w nawyk i jesteśmy w stanie wypić jednym duszkiem całą butelkę. To najlepszy nawyk, jaki możemy nabyć.
6. Jedzenie to paliwo - nie przyjemność. Jest konieczne. Nie musimy od razu nienawidzić, wystarczy, że potraktujemy to jako neutralną konieczność, jak oddychanie czy mruganie. Wtedy gdy spojrzymy na słodycze, pojawi się u nas w głowie myśl "hej, ale co z tego, że to jest smaczne? Przecież będę po tym głodna tak czy siak. Liche to paliwo!" i z większą chęcią sięgniemy po paliwo w postaci warzyw, dzięki którym będziemy najedzone aż do następnego posiłku. Jest przecież jeszcze tyle przyjemności na tym świecie które nie tuczą, a z uczuciem głodu ciężko się na nich skupić, prawda? ;)
To moje główne zasady. Z pewnością jeszcze nieraz do nich się odniosę lub napomknę o innych, ale te są moimi głównymi, dzięki którym całe odchudzanie ma ręce i nogi. Szczególnie rozplanowanie godzinami moich posiłków - wtedy czuje, ze to ja mam kontrolę nad jedzeniem, a nie ono nade mną.
Jednym z najardziej cenionych przeze mnie produktów są szparagi. Ich kaloryczność w 100 gramach wynosi nieco poniżej 20 kcal, dodatkowo często są podawane na zimno, co powoduje, ze organizm zanim zdąży je podgrzać i przygotować do trawienia, zdąży wyprodukować już tyle energii, by zmniejszyć ich kaloryczność niemal do zera.
Pieszczotliwie nazywam je swoimi przyjaciółmi - w końcu jeśli podczas jednego z moich posiłków dam się trochę ponieść fantazji, to gdy przyjdzie czas na kolejny posiłek, mogę złapać za kilka szparagów i bilans całego dnia nie będzie zaburzony.
Ostatnio muszę przyznać, zakochałam się w warzywach. Dziś na śniadanie (12:00, Bardzo późno wstałam haha!) ugotowałam sobie:
- buraka (48kcal),
- marchewkę (12kcal),
- połowę papryki (30kcal),
- ogórka (7kcal),
- połówkę pomidora (30kcal)
gotowałam w garnku, dodając do tego przyprawy (pamiętajcie o ostrych przyprawach, świetnie przyspieszają trawienie!). Podałam to z:
- 2 x waflami czosnkowymi Chrunchella (21 kcal w jednym waflu).
O przyprawach będzie w zdjęciach na samym dole postu, zaraz po kilku thispiracjach - zapożyczone ze stronki o zdrowym odżywianiu. Do śniadania dorzuciłam jeszcze sałatkę owocową z:
- plastra arbuza (10kcal),
- połowy pomarańczy (40kcal).
Piłam do tego herbatkę na trawienie Active Burn o smaku ananasowo - brzoskwiniowym (oczywiście nie słodziłam!), która pomogła mi w przełknięciu tabletki Travisto i Slim 40+. To całe moje śniadanie, bilans - 187 kalorii. Jak na śniadanie wynik BARDZO DOBRY, a śniadanie sycące.
Na kolejny posiłek (15:00) zjadłam te same warzywa co na śniadanko, ale bez wafelkow i sałatki owocowej. Bilans -137 kalorii.
Kolacja (18:00) - jabłko (80 kalorii, to było spooore jabłko) i dwie garście wiśni. Na oko, 150 kalorii. Jedna wiśnia ma 1.5 kalorii :)
Z racji tego, że do 21:00 pracowałam (dorywczo w sklepie siostry) to po pracy skusiłam się na:
- chipsy z marchewki o smaku papryki, jedynie 60 kalorii,
- na jedną surową marchew - 12 kalorii. Razem 72 kalorie na późną kolację.
Ani razu pomiędzy posiłkami nie byłam głodna, a kalorii jest tak niewiele, że można by nie polemizować, czy nie za mało. Jestem z siebie zadowolona.
Szkoda, że na blogu zero aktywności, a zasięg jak tak patrzę, jest jedynie w innych krajach... No ale cóż, bloga i tak miałam zamiar traktować jako jedną z motywacji do dalszych diet i dziennik, w którym mogę gromadzić thinspiracje, przepisy oraz dobre rady. Do następnego wpisu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz